HISTORIA ROWERU OD BICYKLA DO ELEKTRYKA

14 lutego 2020  |  komentarze  0 Komentarzy

Leonardo czy nie?

W 1493 Leonardo da Vinci miał ponoć wizję wehikułu, wyraźnie przypominającego rower. Pojazd miał dwa równej wielkości koła ze szprychami, kierownicę, mechanizm korbowy, łańcuch i zębatkę. Przedstawiający go rysunek pozostawał jednak w ukryciu przez wiele lat i nie miał wpływu na powstanie roweru dobre trzy wieki później. Szkic znaleziono wśród notatek Leonarda w 1974; ponieważ jest niezbyt dokładny, jego wykonanie przypisuje się asystentowi mistrza, imieniem Salai, choć autorem pomysłu był zapewne sam Leonardo.

Trzeba jednak wspomnieć, że w 1997 Carlo Pedretti, historyk sztuki z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, stwierdził podczas badań rękopisu, że w 1961 były w nim tylko dwa koła i kilka krzywych linii. Według niego jakiś fałszerz wzbogacił później rysunek o szczegóły przypominające dzisiejsze rowery.

Jakkolwiek wygląda sprawa nieszczęsnego rysunku, Leonardo wielkim geniuszem był i basta! Wymyślił m. in. łożysko kulkowe i napęd łańcuchowy, choć przy ówczesnym poziomie techniki nie mógł nawet marzyć o praktycznej realizacji swoich pomysłów.

Drezyna barona

Pierwszą napędzaną przez kierowcę maszyną dwukołową, na temat której zachowały się jakieś przekazy, zbudował w 1816 baron Karl von Drais de Sauerbrun (1785-1851). Prymitywną drewnianą machinę wprawiało się w ruch odpychając się nogami od podłoża. Z początku baron ochrzcił wynalazek mianem Laufsmachine (“biegmaszyna”), później – od swego nazwiska – Draisine (czyli po polsku… “Drezyna”). Oryginalny egzemplarz zachował się do dnia dzisiejszego i można go oglądać w muzeum miejskim w Karlsruhe. Ważąc 45 kg, osiągał maksymalną prędkość niewiele ponad 10 km/h. Masę późniejszych modeli udało się zredukować do 20 kg, a szybkości zbliżyły się do 15 km/h.

W 1817 von Drais przebył drogę z Mannheim do Schwetzinger w ciągu godziny, podczas gdy dyliżans pocztowy potrzebował na to cztery razy więcej czasu. Na dobrze utrzymanym trakcie, drezyną można się było poruszać pod górę z prędkością dorównującą piechurowi. Na suchej drodze po płaskim osiągano szybkość 15 km/h, spadającą jednak po opadach do 10-11 km/h, na zjazdach natomiast rozwijano pęd nie ustępujący cwałującemu koniowi.

Von Drais opatentował drezynę w Niemczech, zajął się produkcją i udoskonalaniem konstrukcji; wprowadził m. in. uruchamiany linką hamulec, wyściełane siodło o regulowanej wysokości, czy wreszcie – około 1825 – licznik odległości (!).

W 1819 W. K. Clarkson opatentował drezynę w USA. Choć wehikuł wywołał tylko przelotne zainteresowanie, rada miejska Nowego Jorku zdążyła uchwalić zakaz ich używania w miejscach publicznych.

W 1821 drezynowe szaleństwo praktycznie wygasło. Przyczyną niepowodzeń barona stała się słabość praw patentowych i z pozoru tylko prosta technologia produkcji. Von Drais nie stał się zatem bogaty, ale dalej projektował nowe wynalazki. W 1842 skonstruował pojazd szynowy, poruszany siłą mięśni, który miał być szybszy niż ówczesne lokomotywy – czyli to, co dziś nazywamy po polsku drezyną. Niestety, umarł zgorzkniały i bez grosza przy duszy.

Wreszcie jakiś napęd

Jeżeli nie wierzyć w istnienie wyrobu podejrzanego rosyjskiego kowala Artamonowa, to rower jako taki – czyli z układem napędowym – zaistniał dopiero w 1839, kiedy Kirkpatrick Macmillan, 26-letni podówczas kowal z Courthill w szkockim hrabstwie Dumfriesshire, zakończył trwające cztery lata eksperymenty. Jego maszyna miała koła obite żelazem i choć z wyglądu była lżejsza od Draisine, lekkością bynajmniej nie grzeszyła. Ponieważ skręcane koło przednie miało średnicę 75 cm, a napędowe tylne – 100 cm, rower mógł się poruszać całkiem żwawo. Ostatni egzemplarz spośród wykonanych przez Macmillana padł niestety pastwą płomieni; rekonstrukcję podobnego można oglądać w Science Museum w Londynie. Najstarszy zachowany rower pochodzi z 1845 i jest dziełem Szkota Gavina Dalzella.

Zamiast pedałów mocowanych bezpośrednio do koła, pojazd Macmillana miał z przodu dwa ruchome ramiona, od których szły pręty do obu stron tylnego koła. (Wyobraźcie sobie koła parowozu – tam jest nieco podobny mechanizm!) Jeździec opierał na nich nogi i wciskał na przemian jedno i drugie, wprawiając w ten sposób koła w ruch.

W 1842 Macmillan odbył podróż do Glasgow i z powrotem, osiągając na dystansie 229 km przeciętną prędkość niespełna 13 km/h.

Rewolucja w napędzie!

Maszyna szkockiego kowala nigdy nie zdobyła popularności i pomimo kilku prób naśladownictw szybko wyszła z mody. Chociaż Macmillana można, zatem uznać za wynalazcę roweru, pierwszy mechanizm, którego zasada działania przetrwała próbę czasu, był dziełem dwóch Francuzów: Pierre’a Michaux i jego syna Ernesta. W 1861 Pierre produkował w Paryżu wózki dziecięce. Wedle legendy do jego warsztatu przyszedł kapelusznik nazwiskiem Brunel, prosząc o naprawienie zepsutej “drezyny”. Zainspirowany konstrukcją koła szlifierskiego Pierre Michaux zlecił swemu 14-letniemu wówczas synowi dorobienie do niej mechanizmu korbowego, mocowanego bezpośrednio do osi przedniego koła. Historia ta nie jest jednak poparta żadnymi dowodami, a jej bohaterowie opowiadali ją w różnych wersjach. Współcześni im twierdzili nawet, że Pierre nigdy nie wsiadł na żaden rower… Wydaje się, że więcej podstaw do przypisywania sobie tego wynalazku ma mechanik z fabryki Michaux, Pierre Lallement, który w 1866 wyemigrował do Stanów Zjednoczonych, gdzie wkrótce otrzymał stosowny patent.

Bez względu na to, kto tak naprawdę jest twórcą roweru z pedałami, firmie Michaux należą się słowa uznania za skuteczne rozpropagowanie nowego wynalazku.

Choć w 1861 wyprodukowano tylko dwa takie wehikuły, to w następnym – już 142. W 1868 dla rodziny Michaux pracowało ponad 300 robotników, wytwarzając codziennie od trzech do pięciu maszyn.

31 maja 1868 odbył się w parku Saint-Cloud pod Paryżem pierwszy odnotowany wyścig rowerowy, sponsorowany przez samego cesarza Napoleona III. Na dystansie 2 km (według niektórych źródeł 1200 m) zwyciężył lekarz z zawodu, Anglik James Moore (zm. 1935). (Moore mieszkał w Paryżu naprzeciwko sklepu Michaux; jeździć uczył go sam młody Ernest Michaux.) Tenże śmiałek wygrał także pierwszy wyścig szosowy, rozegrany w listopadzie 1869 na trasie z Paryża do Rouen. Wedle przekazów dosiadał wówczas 73-kilogramowej maszyny z oponami z pełnej gumy i łożyskami kulkowymi w osiach. Na pokonanie dystansu 133,5 km potrzebował 10 godzin i 25 minut. W wyścigu wystartowało około 200 rowerów.

Wielkie koła

W 1870 James Starley zbudował bicykl z wielkim przednim kołem i malutkim tylnym, zwany pogardliwie “penny-farthing”, od nazw największego i najmniejszego z angielskich miedziaków. We wrześniu 1871 skierowano do produkcji model “Ariel” z 48-calowym przednim kołem i 22-calowym tylnym. Zbudowany z metalu rower kosztował 8 funtów i ważył nieco ponad 23 kg. Żeby wykazać zalety Arieli, Starley i drugi z konstruktorów, William Hillman, przejechali na nich 100 mil (ponad 160 km) z Londynu do Coventry w ciągu jednego dnia. Grupa rowerzystów przejechała też na rowerach Starleya z Londynu do John O’Groats – najdalej na północ wysuniętego skrawka Wielkiej Brytanii – pokonując w ciągu 15 dni dystans 1110 km.

Średnica koła napędowego welocypedu wynosiła od 100 do 150 cm, stosownie do długości nóg właściciela. Dzięki dużemu kołu uzyskiwano na dłuższych trasach prędkości rzędu 20 km/h, a w sprincie nawet 40 km/h. Przeciętna masa rowerów wynosiła 25-30 kg, a 15-kilogramowe uważano za lekkie, choć do wyścigów torowych (popularniejszych w Anglii z uwagi na pogodę) budowano modele ważące sporo poniżej 10 kg!

Starley skonstruował także przekładnię, dzięki której jeden obrót korby powodował dwa obroty koła. Masę kół udało mu się obniżyć dzięki wykonaniu ich z żelaza i zastosowaniu naciągniętych szprych drucianych. Z początku szprychy były wykonywane z jednego kawałka drutu, przeplatanego przez otwory w obręczy i piaście; dopiero w 1874 wprowadzono pojedyncze szprychy z nyplami.

Pomimo szykownego wyglądu, welocypedy były ciężkie i nieporęczne. Trudno było nad nimi zapanować przy niskiej prędkości, za to przy szybkiej jeździe pojawiały się problemy z hamowaniem – większość maszyn nawet nie miała hamulca. Opony z pełnej gumy miały z kolei tendencję do zsuwania się z obręczy, co mogło mieć dla cyklisty skutki tragiczne. Uznawany dziś za całkiem zabawne zdarzenie, lot nad kierownicą stał się przyczyną ponad tysiąca zgonów! Wcale nie lepiej było, gdy cykliście nie udało się w locie oddzielić od pojazdu; połamane nogi niejednego skazały na kalectwo do końca życia.

Jeśli bicykl miał się stać naprawdę popularny, coś z tym trzeba było zrobić! Próbowano przenieść małe kółko na przód (model “Star”), ale sukces był tylko połowiczny – przy mocniejszym depnięciu w pedały leciało się teraz do tyłu…

Łańcuch to jest to!

Rozwiązaniem okazały się: łańcuch i przekładnia, dzięki której koła mogły zachowywać rozsądną wielkość. Pierwszy taki rower zaprojektował Harry John Lawson w 1873. “Sussex Dwarf” posiadał dwa 23-calowe drewniane koła, z których przednie było napędzane za pośrednictwem łańcucha. W 1879 tenże sam zaprojektował dla jednej z fabryk w Coventry model “Bicyclette”, z 40-calowym kołem przednim, 24-calowym tylnym – napędowym – i półtorametrowym rozstawem osi. Z powodu niezbyt wyjściowego wyglądu publiczność szybko ochrzciła go mianem “krokodyla”. Choć “bicykletka” nie zdobyła popularności, była ważnym ogniwem w historii rowerów.

Sukces stał się udziałem Johna Kempa Starleya (bratanka Jamesa) i serii rowerów “bezpiecznych” o nazwie… “Rover”. Model z 1885 szybko stał się popularny dzięki pobitym na nim rekordom na dystansie 50 i 100 mil. Wkrótce potem wypuszczono model całkiem zbliżony do dzisiejszych bicykli, z bezpośrednio skręcaną kierownicą, kołami równej wielkości, czworoboczną (w zasadzie) ramą.

Jeszcze parę drobiazgów

Wczesne rowery miały opony z pełnej gumy, przez co jazda nie należała do najprzyjemniejszych. Dopiero w 1888 John Boyd Dunlop, weterynarz z Belfastu, wynalazł oponę pneumatyczną. Ów wynalazek, w połączeniu z wprowadzeniem rowerów bezpiecznych, wywołał w przemyśle rowerowym prawdziwy boom.

Kolejnym usprawnieniem była możliwość zmiany biegów. Przekładnię planetarną opatentowali Henry Sturmey i James Archer w 1902. Ich konstrukcje, początkowo dwu-, później trzybiegowe, montowane w tylnej piaście, ważyły poniżej kilograma. Zmiana biegów przy użyciu przerzutki, przesuwającej łańcuch z jednego trybu na inny, początkowo nie zdawała egzaminu z powodu błota na drogach; dopiero jakiś czas później przekonano się do tego mechanizmu.

Od lat 90. XIX wieku zasadnicza idea roweru nie uległa zmianie, choć wprowadzono wiele poprawek konstrukcyjnych: mocniejsze i lżejsze ramy, lepsze przekładnie i hamulce czy inne umiejscowienie siodełka. Żadnej rewolucji przez sto lat – nawet amortyzowane widelce mają już ponad wiek!

Rower górski (MTB) – zabawa w terenie

Ówczesne “górale” są przede wszystkim adaptacjami rowerów miejskich, które owulowały w kierunku MTB poprzez modyfikacje ramy, osprzętu kierownicy, amortyzatora. Za prekursora kolarstwa górskiego uważa amerykańskiego ekscentryka (człowieka z charakterystycznym wąsem) kolarza Garego Fishera. W latach 70. administracja hrabstwa Marin w Kalifornii wprowadziła bezwzględny zakaz poruszania się motocyklami na zboczach m.in. Mount Tamalpais co sprawiło, ze jazda rowerem stała się naturalnym wypełnieniem szaleństwa zjazdu ze stromych wzniesień.
Ten ekscentryk dał się także poznać jako dobry konstruktor i biznesmen.

„Ale w 1979 r. na scenę wkracza Gary Fisher, który ma głowę pełną pomysłów i potrafi zdobywać nietuzinkowych współpracowników. Tym razem daje się poznać jako utalentowany konstruktor i ambitny wytwórca rowerów”.

Czy szybkie pokonywanie kolejnych wzniesień jest tym, co sprawia Ci największą przyjemność? Jeżeli tak, to jedynym możliwym rozwiązaniem będzie rower górski. Ta sportowa maszyna zniesie najdziksze pomysły, bez względu na to, jakiej wersji będziemy “dosiadać” – sztywnej czy z amortyzatorem przednim, czy też w pełni zawieszonej. Ceny rowerów górskich są bardzo zróżnicowane, a górna granica praktycznie nie istnieje. MTB dzielą się na kilka bardziej wyspecjalizowanych kategorii. Na razie można stwierdzić, że zmieniły się koła z 26-calowych na 29-calowe.

ROWER ELEKTRYCZNY

Od pewnego czasu rowery elektryczne szturmem “wjeżdżają” na rynek. Na zachodzie wzrost udziału E-rowerów w rynku rowerowym jest widoczna od wielu lat. W Holandii sprzedaż rowerów elektrycznych wynosi już ponad 50%. W Polsce obserwujemy tę tendencję od niedawna, a mijający rok to prawdziwy boom na tego typu pojazdy. W chwili obecnej udział rowerów elektrycznych w naszym kraju wynosi już ok. 10% i patrząc na rynek sprzedaż rowerów elektrycznych nieustannie rośnie, a sam pomysł zyskuje uznanie również wśród profesjonalistów.

Rower elektryczny lub e-rower nie jest zbyt odmienny od zwykłego tradycyjnego roweru. Jeśli usunęlibyśmy baterię i silnik to w większości okaże się, że wszystko jest w tym samym miejscu i spełnia taką samą funkcję jak w zwykłym rowerze. Jednak silnik i pojemna bateria wspomagają nas podczas pedałowania, zmniejszając wysiłek zarówno na drodze, jak i poza nią. Wszystko wskazuje na to, że rower elektryczny to idealny środek transportu naszych czasów. Jaki inny pojazd jednocześnie pomaga nam dbać o kondycję i pozwala unikać korków oraz jest przy tym przyjazny dla środowiska?

Bądź pierwszą osobą, która doda komentarz.

Zostaw komentarz